V Ogólnopolski Festiwal Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych im. Jerzego Samelczaka przeszedł do historii. Niesamowita atmosfera, turkoczące silniki, dym z traktorowych kominów, niezwykłe okazy starych maszyn spowodowały, że do Wilkowic nadciągnęły tłumy widzów. A było co zobaczyć. W Wilkowicach zaprezentowano przeszło 60 starych ciągników i 25 silników stacjonarnych. Konkurs publiczności na najatrakcyjniejszy ciągnik - maszynę wygrał Lanz Bulldog 45 Józefa Kokoschy z Kirchlengen (Niemcy).
25 sierpnia 2006 (piątek)
godzina 15:00 Wilkowice.
Trwają przygotowania, scena i kontener z natryskami już ustawiony, do rozbicia pozostały jeszcze namioty, pada drobny deszcz....
godzina 21:00
Ustawiono tablice informacyjne na drogach dojazdowych do Wilkowic informujące o V Festiwalu Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych.
26 sierpnia 2006 (sobota)
godzina 10:00
Przyjeżdżają pierwsi klubowicze ze sprzętem. W tym roku dźwig do rozładunku miał o 50% mniej pracy w stosunku do lat poprzednich, bowiem wykonana rampa pozwoliła przyspieszyć prace wyładunkowe i zwiększyć bezpieczeństwo.
godzina 15:00
Czy dziś niedziela? Oglądających więcej niż wystawców -to już nie to samo co było rok, czy dwa lata temu – sobotni żywioł, próby metalowych rumaków na własną odpowiedzialność kierujących.
Jest już większość wystawców. Oglądający specjalnie przyjechali z całej Polski, są m.in. z Wrocławia, Łodzi, Krakowa i najbliższych okolic. Dlaczego dziś a nie jutro?
godzina 20:00
Spotkanie integracyjne członków Klubu rozpoczęte wystąpieniem prezesa Rafała Samelczaka i wójta Janusza Chodorowskiego trwa na dobre. Beczka piwa, pyszne saszłyki, dobra muzyka no i ...... traktory oczywiście stojące na polanie, czekające na jutrzejszy pokaz w otoczeniu uśpionych silników stacjonarnych, agregatów i starej czuwającej nad całością Vistuli.
Nic tak nie cieszy jak nocny spacer pomiędzy sprzętem, maskami Zetorów, Lanzów, Ursusów, Deutzów, Fordów i wielu innych okrytych delikatną rosą.
godzina 0:30
Pod namiotami, gdzie jeszcze kilka chwil temu były tańce, zaległa cisza. Słychać, od czasu do czasu nocną wartę ochrony, zapewniającą bezpieczeństwo sprzętom. Nocna cisza nastała nad Wilkowicami.
27 sierpień 2006 (niedziela)
godzina 6:00
Pospałoby się. Ktoś uruchomił samochód i wyjechał z placu, chyba ochrona. Piękny poranek, pogoda dopisała, będzie super.
godzina 8:00
Mało kto jeszcze śpi, nie ma to jak dobre śniadanie i zapach porannej kawy w otoczeniu 60 ciągników, 25 silników stacjonarnych, snopowiązałki - przodownicy, pługów i wielu innych. Wszyscy na nogach tylko „one” - nasze maszyny jeszcze śpią.
godzina 9:00
Słychać syk gazu, ktoś odpalił palnik – zaczyna się. Jeszcze kilka chwil i grusza zostanie nagrzana. Już, jeszcze kilka obrotów, i..... odbije? Tak, odbił, pracuje. Ursus C45. Ruszyli inni budzić swe „bombaje”, „bociany” i kto wie jakie jeszcze zdrobniałe nazwy nadano tym wspaniałym zabytkom.
Wilgotno już nad ranem. Wielu poszło ocierać rosę z eS-ów, agregatów, pługów czy kosiarek. A wszystko wiekowe. Najmłodsze to ok. 40-letnie i ciągle sprawne. Część ludzi poszła do kościoła na mszę w intencji kolekcjonerów. Pozostali formują korowód. W tym roku będzie krótszy o ok. 300m z powodu braku czasu.
godzina 11:00
Koniec Mszy. Ruszamy.
Pierwszy to nasza najstarsza perełka Lanz HL 12 z 1923roku. Przepraszam, już nie najstarsza, w tym roku zawitał Fordson z 1919. Szkoda, że w korowodzie nie mogą uczestniczyć inne maszyny, czekają teraz na nas osamotnione na placu gdzie za chwilę odbędą się pokazy. Trasa przejazdu robi się coraz bardziej ciasna. Główna ulica w Wilkowicach cała zakorkowana. Nie ma się czemu dziwić, korki są zawsze w wielkich miastach a Wilkowice, na co dzień mała urocza wieś 10 km od Leszna dziś stała się stolicą techniki rolniczej ostatnich 100 lat. Do tego stolicą europejską, bo tu autokar Duńczyków, a tam drugi Niemców i kilka polskich.
godzina 11:30
Na placu co raz głośniej. To silniki stacjonarne, jeden drugi..... kolejne podkreślają swoją obecność. Wielkie, wprawione w ruch koła transmisyjne nadają im dynamikę życia. Spokojna, równomierna praca i hałas z tłumika jest niczym oddech udowadniający wartość ich „życia”. Silne poranne słońce odbija się o wypolerowane pługi i ostre zęby kosiarek. Z wilkowickiego parku dochodzą coraz bardziej wyraźne odgłosy nadjeżdżających „braci.”
Już są, wjeżdżają na plac, środkiem, przez całą długość między boksami parkingowymi kierują się na plac manewrowy. Ustawiają się jeden obok drugiego.
Stop, cisza, cisza, cisza. Silniki zagaszone.
Rafał Samelczak (prezes klubu) i Janusz Chodorowski (wójt gminy Lipno) przemawiają, witając nie tylko zaproszonych gości różnych szczebli władzy naszej ojczyzny ale i tych, którzy przybyli do Wilkowic całymi rodzinami, w tym jedynym szczególnym dniu - Festiwalu Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych.
godzina 12:00
Plac manewrowy ponownie pusty. Wszyscy zjechali do boksów. Znów zabrzmiały monotonne oddechy silników stacjonarnych. W tle ich pracy, przy tysiącach oglądających, na plac po kolei zaczynają wjeżdżać poszczególne traktory. Każdy po kolei jest omawiany przez konferensjera. Nierzadko bezpośrednio zadawane są pytania kierującym, którzy są opiekunami, lekarzami tych stalowych monstrualnych potworów, ale też i malutkich sympatycznych, uwielbianych przez dzieci „dziczków” jak Ursus C-308. .
godzina 14:00
Znów cisza na placu, gdzieś w oddali słychać agregat prądotwórczy, kilkudziesięcioletni jak jego koledzy a wokół niego roznosi się woń parzonej kawy (czyżby zasilał czajnik elektryczny???).
Nietypowa cisza zostaje przerwana jakże nietypowym dla tego miejsca dźwiękiem, szybkie wydechy wyciszone ogromnymi tłumikami, szybkie obroty wałów..... . Tak bardzo zmieniła się technika. Na plac wjechały monstrualne potwory z klimatyzowanymi i stereofonicznymi kabinami, komputerami, zawieszeniem pneumatycznym. Wjechały dumne, uśmiechnięte halogenowymi reflektorami. W przyjemnym dla nich pomruku przez prawie godzinę prezentowały swoje możliwości.
godzina 14:00
Koniec przerwy. Czas na żywą lekcję ewolucji myśli technicznej związanej z uprawą i zbiorem zboża. Na polu specjalnie nie uprzątniętym, dla naszych sprzętów zostawiono kilka łanów pszenicy. Wjeżdża żniwiarka „przodownica” (po wielkopolsku „gonicha”) pociągana przez całkowicie polską myśl techniczną Ursusa 25, tuż za nią następny pas zboża zbiera snopowiązałka ciągnięta przez Zetora 4011. Teraz na pole wjeżdża „Lanz Bulldog”, który zbiera snopki zboża na zabytkową przyczepę (z opuszczaną platforma do przewozu pługu) i zwozi pod młocarnię. Ale..., nie wszystko zostało zebrane - niedbalstwo czy zapomnienie? - na polu jeszcze kilkanaście metrów nie ściętego zboża. Nie, ani jedno ani drugie. Wszystko tłumaczy potężny hałas wielkiego czerwonego smoka z wystawionym do przodu silnikiem. To „Vistula” jedzie kończyć dzieło żniw. Już tylko pozostało młócenie. Wymieniane są co jakiś czas silniki stacjonarne i ciągniki podające napęd na pas transmisyjny, każdy chce mieć udział w tej pracy. Ścierniska pozostawić nie można. Wszystkie pługi jakie były dostępne ruszyły przewrócić glebę. Bez przesady wszystkie, łącznie z „Pragą” z 1912 roku, specjalistycznym pługiem do orania o dwóch lemieszach z samodzielnym napędem.
godzina 16:00
Widać zmęczenie w oczach kolekcjonerów. Dwa dni i jedna noc na świeżym powietrzu to duża dawka zdrowia dla ludzkiego organizmu. Ale jeszcze nie wszyscy mają dość, nie po to jechali często setki kilometrów, by teraz siedzieć w cieniu pobliskich topól. Stają ze swoimi „stalowymi” rumakami do pokazów konkurencyjnych. Przejazd wzdłuż 5 metrowej kłody o szerokości 30 cm prawą stroną ciągnika okazał się łatwym zadaniem, gorzej były przeskoczyć kłodę drewna dwoma osiami. Później już tylko manewry w garażu i przejazd niewielkim slalomem do mety.
godzina 17:00
Oficjalne zakończenie. Prezesostwo Klubu rozdaje uczestnikom podziękowania za organizację tegorocznego Festiwalu. Następuje teraz wręczenie nagród.
Oficjalnie V Festiwal Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych został zakończony. Z żalem będziemy czekać cały rok, by spotkać się ponownie wszyscy w jednym miejscu, w jednym czasie, wymienić się doświadczeniami i pomysłami.
godzina 20:00
Plac opustoszał, wyjeżdżają ostatnie ciężarówki wiozące uśpiony, przygotowany do nocnej, często kilkusetkilometrowej drogi, sprzęt.
Na początku zainteresowanie męża i syna starymi ciągnikami było mi obojętne. Później znienawidziłam ich hobby gdy dowiedziałam się, że .... kupili ciągnik z 1959 roku. Teraz, kiedy widzę, że nasza 4 letnia córka płacze bo musi zejść z Ursuska, moja wrogość nieco złagodniała a negatywne nastawienie jakby ulegało powolnej ale radykalnej zmianie.
Czy to hobby nie jest zaraźliwe? Sadząc po ilości kobiet towarzyszących mężom w tej imprezie oraz ich wiedzy technicznej z zakresu posiadanego sprzętu - to możliwe.
Magdalena Ciąder